NASI PATRONOWIE
Bł. Karolina Kózka - dziewczyna która zginęła w obronie czystości, wojownicza, a zarazem rozmodlona, zwykła i niezwykła. Swoje życie poświęciła Bogu i ludziom. W ciągu swojego 16 letniego życia pokazała, że droga do Nieba prowadzi przez pomoc drugiemu człowiekowi i oddanie się Bogu.
Bł. Karolina Kózka - dziewczyna która zginęła w obronie czystości, wojownicza, a zarazem rozmodlona, zwykła i niezwykła. Swoje życie poświęciła Bogu i ludziom. W ciągu swojego 16 letniego życia pokazała, że droga do Nieba prowadzi przez pomoc drugiemu człowiekowi i oddanie się Bogu.
Przyszła na świat 2 sierpnia 1898 roku w Wał-Rudzie. Do Wspólnoty Kościoła została przyjęta przez Chrzest Św. pięć dni później. W 1907 r. przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej, a w roku 1914 otrzymała Sakrament Bierzmowania.
Miłości do Boga i ludzi uczyła się od swoich rodziców, którzy byli bardzo pobożnymi ludźmi. Cała rodzina Kózków żyła w zgodzie pośród nieustannej pracy, wzajemnego zrozumienia, wielkiej miłości, cierpliwości i wytrwałości w realizowaniu powziętych zamierzeń. Karolina starała się codziennie uczestniczyć we Mszy Świętej i adorować Jezusa w Tabernakulum.
Odmawiała także Różaniec i uczestniczyła w drogach krzyżowych. Szczególną czcią otaczała Matkę Boską. Właśnie stąd czerpała siły do codziennego, wymagającego życia. Bardzo lubiła czytać literaturę religijną: Pismo Święte, żywoty świętych oraz inne książki i czasopisma. Swą pasję do książek realizowała prowadząc wraz z wujem bibliotekę. Uczyła się bardzo dobrze, a co ciekawe, swojej wiedzy nie zatrzymywała tylko dla siebie, ale nauczała dzieci z wioski podczas tzw. „katechez pod gruszą”.
Apostolska działalność Karoliny uzewnętrzniała się w działalności grup parafialnych (np. Apostolstwo Modlitwy, Bractwo Wstrzemięźliwości, Żywy Różaniec). Ludzie nazywali ją : „prawdziwy aniołem”, „najpobożniejszą dziewczyną w parafii” i „pierwszą duszą do nieba”, a sam Ksiądz Proboszcz mawiał o niej, że była mu prawą ręką w organizowaniu życia religijnego w nowopowstającej parafii w Zabawie.
Karolina była bardzo zorganizowana. Oprócz modlitwy, działalności apostolskiej i nauki potrafiła znaleźć jeszcze czas na obowiązki domowe. Była niestrudzona w swych zamierzeniach. Chcąc pomóc rodzicom podejmowała się też pracy na dworach i w innych gospodarstwach. Nigdy się nie złościła, wręcz przeciwnie, gdy ktoś miał „zły humor”, Ona mu służyła pomocą. Wrażliwa na cierpienia drugich, zwłaszcza chorych, którym starała się pomóc na miarę swych możliwości. Swą życzliwością i dobrocią wprowadzała w otoczenie dużo optymizmu i radości. Jak na swój wiek była bardzo dojrzała, zawsze konkretnie wiedziała, co ma robić i jaki jest cel jej działania.
Wybuch wojny zaczął niszczyć życie wszystkim – także Karolinie. Żołnierze do domu Kózków zapukali już pierwszego dnia pobytu w wiosce, jednakże wtedy nic złego się nie wydarzyło. Pamiętny dzień 18 listopada był drugim dniem pobytu wojsk w Wał – Rudzie. Karolina miała złe przeczucia, chciała udać się na Mszę Świętą, jednakże jej Matka (która również się bała) zakazała wyjścia, twierdząc, że będzie bezpieczniej, jeśli Karolina zostanie w domu. Wraz z Nią pozostał Ojciec, siostra i braciszek. Około godziny 9°° do domu wszedł uzbrojony żołnierz rosyjski.
Rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie są wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i poleciła siostrze przywołać ojca. Ten usiłował go poczęstować, lecz żołdak odtrącał wszystkie gesty gościnności. W tej samej chwili Karolina spróbowała wymknąć się z domu, żołnierz jednak zastawił wyjście. Chwyciwszy Karolinę za rękę, kazał jej oraz ojcu ubierać się w drogę, rzekomo do komendanta, mówiąc do Karoliny: „Ładna jesteś, ty mi drogę pokażesz!” Napadnięci próbowali protestować i tłumaczyć się niewiedzą.
Wyszedłszy z domu, ojciec i Karolina skierowali się ku wsi (gdzie łatwiej było o ratunek). Żołnierz jednak rozkazał: „Idziemy do lasu”. Wkrótce po wejściu w las, napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy, nakazując wrócić do domu. Ten jednak prosił usilnie, aby on mógł iść dalej, zaś Karolina niechaj wraca. Także i Ona mówiła: „Tato, nie odchodź”. Prośby na nic się jednak zdały i sterroryzowany ojciec zawrócił. Przyszedłszy do wsi zaledwie mógł wykrztusić, co się stało.
Karolina wykazała się wielką odwagą idąc dalej z żołnierzem w głąb lasu (gdzie Ten miał zamiar ją wykorzystać). Żołnierz przytrzymywał karabin na lewym ramieniu, prawą zaś ręką trzymał i popychał idącą. Jednak w pewnym momencie dziewczyna, będąc świadoma zagrożenia, wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków – młodych chłopców. Ich późniejsza relacja spowodowała wielkie poruszenie we wsi. Proboszcz, ks. W. Mendrala, udał się z protestem do komendy wojsk rosyjskich. Rozpoczęte poszukiwania w lesie nie przyniosły żadnego rezultatu. Po dwóch tygodniach, dnia 4 grudnia, jeden z mieszkańców wioski, zbierający w lesie drwa, natknął się na ciało Karoliny.
Znajdowało się po przeciwnej stronie lasu, na trzęsawisku. Karolina leżała na wznak, z prawą dłonią zaciśniętą, wspartą na łokciu drugiej ręki, i skierowaną ku górze. Lewa ręka, ściskająca chustkę w pięści, leżała na ziemi. Pod głową i barkami znajdowała się kałuża zamarzniętej i wsiąkłej w ziemię krwi. W pewnej odległości znaleziono porzucone buty Karoliny, jeszcze dalej kurtkę. Mieszkaniec natychmiast udał się z bolesną nowiną do domu Kózków. „Córkę wam znalazłem – leży zabita w lesie”. Ojciec powtarzając: „Zabita, zabita”, zaprzągł konia do wozu, aby przywieźć martwe ciało dziewczyny.
Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem jej kultu. W wygłoszonych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. W całej parafii panowało głębokie przekonanie o świętości życia Karoliny i o tym, że życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości.
Po długim procesie beatyfikacyjnym , 10 czerwca 1987 roku, podczas Mszy św. na tarnowskich błoniach, Papież Jan Paweł II ogłosił Karolinę błogosławioną. Obecnie trwa Jej proces kanonizacyjny, a w większości diecezji odbywa się Peregrynacja relikwii prowadzona przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, która ma na celu szerzenie kultu Błogosławionej.
Karolina zginęła z ręki mężczyzny, który chciał ją zgwałcić; niektórzy sądzą, że Jej Ociec zbyt szybko Ją opuścił, a dwaj chłopcy widzący całe zdarzenie nawet nie zareagowali. Nawet po tym, nie uczyniono wszystkiego, aby szybko odnaleźć Karolinę, choć wielu podejrzewało co się mogło stać. Można więc powiedzieć, że ten dramatyczny dzień kończący święte życie Karoliny był jednocześnie apelem wojowniczej dziewczyny – młodej kobiety o prawdziwych mężczyzn.
Jako młoda dziewczyna, która oddała życie, broniąc swojej czystości, stała się patronką nie tylko KSM-u, ale także Ruchu Czystych Serc.
Św. Stanisław Kostka - wrażliwy, pobożny sumienny i pracowity, 18 – letni zakonnik mimo sprzeciwu rodziny. Swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem kształtował całe swoje otoczenie.
Św. Stanisław Kostka - wrażliwy, pobożny sumienny i pracowity, 18 – letni zakonnik mimo sprzeciwu rodziny. Swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością i rozmodleniem kształtował całe swoje otoczenie.
Urodzony w Rostkowie na Mazowszu 28 grudnia 1550 r. Nie znamy szczegółów z dzieciństwa Stanisława. Wiemy, że najpierw uczył się w domu rodzinnym, następnie mając 14 lat został wysłany (wraz z bratem) do szkół jezuickich w Wiedniu. Początkowo Stanisławowi nauka szła trudno, nie był odpowiednio wcześniej przygotowany. Pod koniec trzeciego roku studiów należał już jednak do najlepszych uczniów. Zawdzięczał to nie tylko nieprzeciętnym zdolnościom, ale jeszcze bardziej pracowitości i pilności. Przez trzy lata pobytu w Wiedniu życie wewnętrzne Stanisława bardzo się wzbogaciło. Najczęściej przemierzał drogi do kolegium, kościoła i do domu w którym mieszkał.
Wolny czas Stanisław spędzał na lekturze i modlitwie. Z powodu braku czasu w ciągu dnia, kontemplacjom oddawał się w nocy, Zadawał sobie także pokuty i biczował się. Zupełnie niemłodzieżowy tryb życia nie podobał się Jego rówieśnikom. Uważali Stanisława za „dziwaka”. Znęcali się na Nim przez docinki, a nawet bicie. Tym chcieli go zmusić do „normalnego” postępowania. Stanisław usiłował sprostać ich wymaganiom, jednak działanie Łaski było zbyt potężne, aby mógł i chciał jej się oprzeć.
Wraz z grudniem 1565 r. przyszła ciężka choroba. Według własnej relacji, kiedy był pewien śmierci, a nie mógł otrzymać Komunii Świętej, gdyż właściciel domu nie chciał wpuścić kapłana katolickiego, sama Św. Barbara, patronka dobrej śmierci, do której się zwrócił, w towarzystwie dwóch aniołów nawiedziła jego pokój i przyniosła mu Wiatyk. Podczas samej choroby zjawiła mu się Najświętsza Maryja Panna z Dzieciątkiem, które złożyła mu na ręce. Od niej też doznał cudu uzdrowienia i usłyszał polecenie, aby wstąpił do Towarzystwa Jezusowego.
Przeszkodą w realizacji tego celu był jednak brak zgody rodziców. Stanisław tak bardzo pragną zostać zakonnikiem, że postanawia uciec z domu. W ucieczce pomaga mu jezuita Franciszek, który dał Stanisławowi list polecający go do prowincjała Piotra. Jego podróż do Augsburga, a potem do Dylingi, obrosła wieloma legendami. Faktem jest iż w drodze otrzymał Komunię Św. z rąk anioła, gdyż nie mógł jej przyjąć w kościele protestanckim. W Augsburgu Stanisław nie zastał prowincjała, udał się więc do Dylingi.
Cała trasa z Wiednia do Dylingi wynosiła ok. 650 km. Na miejscu jezuici prowadzili swoje kolegium. Tam Stanisław został przyjęty na próbę – pomagał w kuchni. Po kilku tygodniach doceniono jego pokorę, pracowitość, pobożność i skierowano do Rzymu. Został umieszczony w nowicjacie przy kościele św. Andrzeja. . Rozkład zajęć nowicjatu był prosty: modlitwy, praca umysłowa i fizyczna, posługi w domu i w szpitalach, konferencje mistrza nowicjatu i przyjezdnych gości, dyskusje na tematy życia wewnętrznego i kościelnego.
Stanisław rozpoczął nowicjat pełen szczęścia, że nareszcie spełniły się jego marzenia. Jednak Ojciec Stanisława postanowił za wszelką cenę wydostać syna z klasztoru, przysłał nawet list z groźbami. Za poradą przełożonych Stanisław odpisał ojcu, że powinien raczej dziękować Bogu, że wybrał jego syna na swoją służbę.
Modlitwa Świętego sprawiła, że przełożeni zakonu pozwolili chłopcu wiosną 1568 r. złożyć śluby zakonne. Był to najszczęśliwszy dzień w życiu Stanisława. Nagle, 13 sierpnia młody zakonnik zachorował. W wigilię Wniebowzięcia NMP zemdlał, a z ust zaczęła płynąć krew. Była północ, kiedy zaopatrzono chorego na drogę do wieczności. Ojciec Warszewicki naoczny świadek zeznał, że gdy podano mu różaniec, nagle twarz Stanisława zajaśniała tajemniczym blaskiem, a pytany, czy może sobie czegoś życzy, odparł: „Widzę NMP z orszakiem świętych, który po mnie przychodzą”. Zapytany, czy nie ma jakiegoś niepokoju, odparł, że nie, bo ma ufność w Miłosierdziu Bożym i zgadza się najzupełniej z wolą Bożą. Kilka minut po północy 15.sierpnia 1568 r. św. Stanisław przeszedł do wieczności i tym samym spełniło się Jego życzenie, bowiem zawsze prosił, aby mógł umrzeć w święto Wniebowzięcia NMP.
Kult Stanisława rozpoczął się natychmiast. Ciekawostką jest, że gdy otwarto jego grób 2 lata po śmierci, ciało świętego wciąż było nienaruszone. Mimo kultu, proces kanonizacyjny trwał długo. W 1606 został ogłoszony Błogosławionym (najpierw uroczystości odbyły się w Rzymie, następnie w Polsce). W 1674 został ogłoszony jednym z głównych patronów Korony Polskiej i Wielkiego Księstwa Litwy. Dekret kanonizacyjny wydał Klemens XI w 1714 r. Jednak z powodu śmierci papieża obrzędu uroczystej kanonizacji dokonał dopiero Benedykt XIV 31 grudnia 1726 r.
Jan XXIII uznał św. Stanisława szczególnym patronem młodzieży polskiej. Relikwie Świętego spoczywają w kościele św. Andrzeja na Kwirynale w Rzymie.Św. Stanisław jest patronem m.in. Polski i studentów. Przypisuje się mu zwycięstwo Polski odniesione nad Turkami pod Chocimiem w 1621 r. W tym dniu o. Oborski, jezuita, widział św. Stanisława na obłokach, jak błagał Matkę Bożą o pomoc. Król Jan Kazimierz przypisywał orędownictwu Świętego zwycięstwo odniesione pod Beresteczkiem.
Bł. Pier Giorgio Frassati - (czyli po polsku: Piotr Jerzy), urodził się w Turynie w Wielką Sobotę, 6 kwietnia 1901 roku. Jego rodzice byli ludźmi bardzo zamożnymi. Frassati to młody Włoch, który nie był bynajmniej uosobieniem doskonałości – miał kłopoty z nauką, palił fajkę i cygara.
Bł. Pier Giorgio Frassati - (czyli po polsku: Piotr Jerzy), urodził się w Turynie w Wielką Sobotę, 6 kwietnia 1901 roku. Jego rodzice byli ludźmi bardzo zamożnymi. Frassati to młody Włoch, który nie był bynajmniej uosobieniem doskonałości – miał kłopoty z nauką, palił fajkę i cygara.
Jako zdrowy, wysportowany (czynnie uprawiał alpinizm, świetnie pływał, jeździł na rowerze, nartach i konno), przystojny student politechniki, był szczerze lubiany przez kolegów i koleżanki, których porywał na górskie wspinaczki w pobliskich Alpach, ale również do udziału w nabożeństwach kościelnych, procesjach i adoracjach. Bardzo lubił góry, jak sam twierdził, tam oddychał świeżym powietrzem i podziwiał wielkość Stwórcy.
Od młodzieńczych lat Giorgio należał do różnych stowarzyszeń. Był członkiem Apostolstwa Modlitwy, mając siedemnaście lat zapisał się do Konferencji św. Wincentego a Paulo. Praca w niej polegała na systematycznej pomocy najuboższym. Trzeba podkreślić, że ten młody człowiek od dziecka wykazywał wrażliwość na ludzką nędzę.
Oddawał biedakom swoje oszczędności, zatrzymywał ich, by dać im coś do jedzenia. Mały chłopiec potrafił kobiecie z bosym dzieckiem na ręku dać swoje buciki i pończochy. Teraz więc, jako młodzieniec, obładowany paczkami z żywnością i lekarstwami, co tydzień wędrował do najbiedniejszych dzielnic Turynu, by ich mieszkańcom nieść pomoc. Jednak dawał nie tylko najpotrzebniejsze produkty, lecz także swój uśmiech, radę, zainteresowanie. Wiele osób dziwiło się, że ten przystojny chłopiec z bogatej rodziny zajmuje się taką działalnością, on zaś odpowiadał im: „Jezus przychodzi do mnie w Komunii św. każdego dnia, a ja odwdzięczam Mu się za to w dostępny mi, skromny sposób odwiedzając Jego biedaków.”
Opieka nad ubogimi była jakby głównym polem działalności Błogosławionego, ale nie jedynym. O sprawiedliwość społeczną walczył on również na płaszczyźnie politycznej. Jako student Politechniki Królewskiej w Turynie wstąpił do Włoskiej Partii Ludowej. Należał również do Uniwersyteckiej Federacji Katolików Włoskich
(FUCI ) oraz Włoskiej Młodzieży Katolickiej ( GCI ). Brał udział w wielu manifestacjach religijnych, co wówczas było narażeniem się na zniewagi ze strony komunistów, później zaś faszystów.
Przez cały ten czas Pier Giorgio pogłębiał swoją wiarę poprzez czytanie pism Ojców Kościoła. Szczególnie ukochał Listy św. Pawła. Jego „Hymn o miłości” nosił zawsze przy sobie. Bardzo chciał zostać misjonarzem, lecz przeszkodził temu zamiarowi gwałtowny opór ze strony matki.
28 maja 1922 r. wstąpił do III Zakonu św. Dominika (zakon świecki), przyjmując imię Girolamo (Hieronim) W 1924 r. założył z przyjaciółmi nieformalne „Stowarzyszenie Ciemnych Typów” , którego celem był apostolat wiary i modlitwy między innymi przez wspólne górskie wycieczki.
Modlitwa była nieodłączną częścią dnia Pier Giorgia. Rano wymykał się na Mszę świętą, codziennie odmawiał różaniec. Uczestniczył też często w nocnych adoracjach Najświętszego Sakramentu. Traktował je w dość ciekawy, charakterystyczny dla siebie sposób. Twierdził, że jeżeli nad dawnymi królami czuwały zawsze nocne straże, to Chrystus jako Król królów tym bardziej powinien mieć swoich strażników.
W latach 1920-22 ojciec Piotra Jerzego był ambasadorem w Berlinie. W tym czasie Frassati często bywał w Niemczech i nawiązał kontakt z wieloma tamtejszymi katolikami, m. in. przyjaźnił się z późniejszym znanym teologiem – Karlem Rahnerem. Żywo interesował się problemami górników i po ukończeniu studiów (Wydział Górniczy), chciał dzielić ich twarde życie: „[…] Będę inżynierem górnikiem, aby jeszcze więcej służyć Chrystusowi […]”.
Frassati miał młodszą siostrę Lucianę, poprzez którą losy związały rodzinę Frassatich z Polską. Luciana wyszła za mąż za młodego polskiego dyplomatę – Jana Gawrońskiego. Właśnie Luciana Frassati-Gawrońska przyczyniła się do popularyzacji wiedzy o swoim bracie pisząc książki tłumaczonych na wiele języków, w tym także na język polski.
Bł. Piotr Jerzy Frassati umiarł w sobotę 4 lipca 1925 r., w wieku 24 lat na chorobę Heinemedina, zaraził się nią od biednych, którym pomagał. Wyruszył w drogę: „[…] do naszej prawdziwej ojczyzny, by śpiewać na chwałę Boga”.(P. G. F.) Przykład życia bł. Pier Giorgia Frassatiego pokazuje, że może być świętość roześmiana, żyjąca pełnią sił, które ofiarowuje potrzebującym. Ten młody człowiek był dokładnie taki sam, jak jego rówieśnicy. Niczym się od nich nie różnił. Jednakże jego życie przepełnione było obecnością Boga. Frassati zdawał sobie sprawę ze swoich wad i niedociągnięć, których nikt przecież nie jest pozbawiony. Wydał im jednak walkę, którą wygrał – w końcu był sportowcem. Nieustannie wspinał się w górę, dążył do osiągnięcia szczytu i ten szczyt został mu dany. Pokazał, jak przeżyć młodość z całym jej bogactwem i pięknem.
Ogłoszony błogosławionym przez Jana Pawła II 20 maja 1990 roku. Patron młodzieży i studentów oraz ludzi gór.
KSM Rytro
Porządek Mszy Świętych
- Niedziele i święta:
6.30; 8.00; 9.30; 11.00; 17.00
- Święta (dni robocze):
6.30; 9.30; 15.00; 17.00
- W tygodniu:
7.00; 17.00 w październiku o 17.30
- Druga środa miesiąca:
6.30; 12.00; 17.00
- Trzeci piątek miesiąca:
7.00; 15.00 - Godzina Miłosierdzia; 17.00
Administrator danych osobowych informuje, że wszystkie dane osobowe na stronie internetowej parafii pw. św. Józefa Robotnika w Rytrze umieszczone zostały za zgodą osób, których dane dotyczą lub umieszczone są na podstawie prawa.
All rights reserved. Design by Free CSS Templates.
Stworzone dzięki pl.mfirma.eu